Pierwszy oficjalny dzień 8-dniowej Pandemii.
Zetknięcie sztuki i rzeczywistości, mimo ich nierozłącznego związku, zwykle kończy się kolizją. Po Nocy Muzeów zastałam stół z żywą martwą w totalnym nieładzie. Widać było ewidentnie ślady dzikiej konsumpcji szczęścia. Okazało się, że w nocy miało miejsce oprowadzanie po mojej wystawie. Osoba, która robiła za przewodnika była z tego niemal dumna i pewna, że ja też będę zachwycona. Przecież to miało być żywe i dostępne dla wszystkich. Z jednej strony wydało mi się to grubym nadużyciem, z drugiej jednak zobaczyłam w tym wartość. Faktycznie to miał być żywy projekt a życie nie jest jednoznacznie zdefiniowane i domknięte. Wszystko, co wymyka się spod kontroli je puentuje.
Okazje na sztukę najczęściej mają miejsce w weekend. W tygodniu królują inne priorytety. Trzy osoby przyszły intencjonalnie na wystawę, inni przy okazji wieczornego koncertu. Muzyka zwykle lepiej sprawdza się jako event. Zaproszeni artyści niejako pożyczyli mi na chwilę swoją publiczność i przyjaciół.
Art and reality meeting means
usually collision. After Night of Museums I found living still life in total
mess. For sure took place savage degustation of happiness. As I heard, someone
was guide on my exhibition. He was proud of being guide and thought I will
happy as well. On the one side, it seemed to be abuse and I was annoyed, on the
other, I sow a value in this situation. It is living project and life isn't
finally defined and closed. Everything, what goes out of control, is the punch
line of it.
The best moment for ,,by the
way'' is weekend. During the week people have other priorities. Three persons
came special, intentionally to see Pandemic, another ,,be the way'' evening
concert. Music is usually more attractive as a event. Thanks of additional
events ,, by the way'' audience increases. Another artists borrow me their
audience and friends for a moment. It was very intensive evening.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz