poniedziałek, 29 kwietnia 2013

masterpiece of my life / dzieło mego życia

Pobyt w domu rodzinnym ma swoje stałe rytuały, porządki w zbiorach mojej spuścizny:)), przeszukiwanie strychu, budynków gospodarczych w poszukiwaniu ,,znalezisk rokujących,, no i przegląd ,,dzieła mego życia,,- mięsnego torsu.

Zamieszczam zdjęcia powyżej wymienionej. Proces scalania się z naturą, ziemią przebiega harmonijnie i piękniej, niż si spodziewałam.
 To, że po 6 latach ni ma już śladów mięsa, nie dziwi ale ciekawe jest jak natura zabrała się za skorupę z absolutnie sztucznej żywicy poliestrowej. Zewnętrzną stronę porasta mech. Wewnątrz, w miejscach zagłębień, gdzie zbiera się piasek i woda, próbują rosnąć rośliny.


Zachwyca mnie to, jak forma wpisuje się wizualnie w krajobraz. Sprawia wrażenie skamieliny, kłącza.
Nie będę publiować zdjęć tej pracy, w jej początkach, można je wygrzebać z bloga.
Dopiero teraz ta realizacja nabiera sensu. Miała obrazować cielesną destrukcję, powrót do obiegu materii, tak też jest.

A propos pobytu w domu:
Na koniec dodam jeszcze obserwację mojej mamy dotyczącą mojego sposobu jedzenia. Jest on bowiem daleko posuniętym eksperymentem:) Stosuję takie zestawienia, które ,, normalnie,, wydają się wykluchać.
Po prostu sprawdzam:) Inna rzecz, że, kiedy chcę kilka rzeczy na raz i nie mogę się zdecydować, wrzucam wszystko do jednej miski (np. groszek konserwowy+grzybki w occie+zsiadłe mleko+musztarda:) Efekty bywają różne:)))

the same but different / to samo inaczej

Mickiewicz miał swój Nowogródek, Kantor Wielopole, Brodka ma Twardorzeczkę a ja mam Budy Kałki.
Piszę o tym w kontekście zdjęć zamierajacych obrazów i obiektów, gdyż to miejsce także zamiera, jakby odklejone od rzeczywistości, pędu cywilizacji. Rzadko bywa na mapach, auto przejeżdża przez drogę rzadziej niż raz na 1h, cisza aż dźwięczy w uszach, słychać czas i czuć.

Długo dorastałam do należnego mu szacunku i uczucia. Mam gdzie uciec i się schować.








A tak wyglądają żywe obrazy po transporcie z Krakowa ,,na ojczyzny łono,,:)

środa, 24 kwietnia 2013

the human body - aesthetics of visual grotesque / estetyka wizualnej groteski

Zatem zaliczyłam tą czeską, pewnie tańszą, wersję Hagensa, żeby nie było, iż nie byłam a krytykuję.
Na ekspozycji, na której spędziłam ponad godzinę, międliły się w mojej głowie różne myśli.
Nie wiem do tej pory, czy byłam na wystawie naukowej, czy artystycznej. Sądząc po obecności w salach konsultantów - przewodników ze studiów medycznych, możnaby wnosić iż chodzi o kształcenie. Wskazywać na to mógłby również natłok szkolnych wycieczek. Jednak mnie ,,walił,, po oczach aspekt wizualno -estetyczny (cóż, zboczenie zawodowe).

Zacznę od wejścia. Prowizoryczna przestrzeń wystawiennicza usytuowana w poindustrialnej oraz poklubowej przestrzeni. Już to pozwoliło mi odczuć, jakobym zmierzała do jakiegoś sklepu z odzieżą na wagę, lub, nomen omen, chińskimi towarami ,,wszystko po 2zł,,. Nic to jednak, idę dalej. Pod namiocikiem znajduję kasę (klu całego przedsięwzięcia). Wyszarpuję ze swej szczupłej kieszeni 50zł ale coż to za cena za możność obcowania z ,,nieżyciem,,.

Już od wejścia lata mi wzrok po wszystkim, bo i sporo tego, dobrze, że chociaż podzielone na sektory. Kolorowe, żaruwiaste tablice na wszystkich ścianach, z maestrią koronczarki powycinane plastynaty. Tu cięcie w prążki, tu w kółeczko, jak guziczek, ominięty skalpelem pępuszek. Myślę sobie, no cudownie, wszystkie sztuki i rzemiosła w jednym. Sala z kośćmi spokojna i naturalna, bo i niewiele z nimi można poszaleć. Za to układ nerwowy to już oczopląs najbardziej tandetnego zestawienia kolorystycznego czerwony-niebieski.

Skojarzenie natychmiastowe:

Pytam więc obecną w sali medyczkę, czyśmy faktycznie tacy barwni od środka, tacy cacuszko śliczni?
Ta mnie oświeca, iż to sztuczne podbarwianie tak nam flaki dekoruje. O! piękniśmy na zewnątrz ale jacyśmy też śliczni od środka. Patrz Jasiu, patrz Kasiu, tak wygląda człowiek (w dodatku po śmierci).
Podbarwić się nie dało, to sprawę załatwia wycinanka.


Mięśnie najlepiej wyglądają w ruchu, z piłką lub pałeczką dyrygenta, rozpostarte niczym ptak w locie, okraszone plastikowym spojrzeniem, sztucznych oczu swego właściciela.




Natrafiam jednak na niewątpliwy rarytas dydaktyczny. Obok gabloty z plastynatem płuc palacza, znajduje się urna na symboliczną ostatnią paczkę papierosów. W tym wypadku, nawet, jeśli kolorki zostały podbite, to cel zbożny, popieram.

Mnie zdecydowanie najbardziej podobały się (celowo używam tego słowa) patogabloty. Może z racji tego, iż wydały mi się najbardziej autentyczne. 
Mówiąc całkiem poważnie, były to jedyne obiekty, które choć odrobinę sygnalizowały śmierć. 
Tu dochodzę do sedna mych rozmyślań. W tym wszystkim NIE MA ANI SŁOWA, ANI ŚLADU ŚMIERCI, mało tego, wcale się nie czuje, że chodzi o autentyczne ludzkie ciało.
Moja medyczna rozmówczyni wnosi, iż dobrze, że ludzie mogą zdobywać świadomość swojego ciała.
JAKĄ ŚWIADOMOŚĆ JA SIĘ PYTAM? ŻE ZE ŚMIERCI MOŻNA ZROBIĆ COŚ FAJNEGO, ŻE CZŁOWIEK TO TANI MATERIAŁ DO PRODUKCJI KICZU? ŻE NA ZEWNĄTRZ SMUKLI I ZADBANI W ŚRODKU TEŻ JESTEŚMY NICZEGO SOBIE?

Mam poruwnanie z klasyczną ekspozycją dla studentów medycyny, zamkniętą dla przypadkowej widowni.
Nie byłam się tam zachwycać, nie było kolorów, podświetleń. Było cicho (podczas gdu na THB gwar nie daje myśleć) i prawdziwie.

Obecnie istnieje taka mnogość opracowań popularnonaukowych, że spokojnie można się z nich dowiedzieć wszystkiego o budowie człowieka. Ci zaś, którzy faktycznie potrzebują zagłębić się w ten temat (nie tylko z racji studiów medycznych) mogą  pójść do PROSEKTORIUM.

Potwierdza się tylko teoria o sile atrakcyjności KICZU (bo do kampu brak tu koniecznej świadomości).

Była to moja pierwsza i ostatnia obecność na tego typu IMPREZIE.

piątek, 19 kwietnia 2013

canons / kanony

Własne oblicze mi już nie wystarcza, rozpieram się szerzej.
Sięgnęłam po kanony piękna zawarte w sztuce na przestrzeni dziejów. Za format wyjściowy przyjęłam klasyczne A4.
Pewne wizerunki kobiece nie mieszczą się w ramach. Jednak nie zależnie od gabarytów,
wszystkie podlegają destrukcji czasowej płynnie przechodząc od PIĘKNA                                                                                           do OBRZYDZENIA. Skrajności leżą tu niezwykle blisko siebie.

Karmię je codziennie, by żyły aż do ŚMIERCI.





                                                          16.04.2012



                                                                   17.04.2012



                                                   18.04.2012



                                                       18.04.2012


poniedziałek, 15 kwietnia 2013

changing /zmiany

W prawdzie sądziłam, że się zdestruuję szybciej ale cóż czas uczy cierpliwości.
W pewnym sensie jestem tchórzem, nie stać mnie (w każdym tego stwierdzenia znaczeniu) na działania  
     formatu Orlan, przerzuciłam ,,cierpienia,, na materię nie powiązaną.
W niedługim czasie znowu zmieniam miejsce bycia, nowe miejsce, ludzie, nowe wszystko, poza mną. Jest
     adrenalinka ale i ciekawość, zwłaszcza starej siebie otoczonej nowościami, Ciekawe co to przyniesie
     mej, szumnie to zwąc, twórczości:)
W arszawa może mnie nie połknie, pewnie i tam dywersyjnie coś upleśnię:)


W oczy kole prawda.



W sumie to we wszysto kole.
W ostatnich czasach odkryłam, że lubię bawić się słowem:)

wtorek, 9 kwietnia 2013

trening of distancing / trening zdystansowania

Być może ze względu na mój, mimo wszystko, jeszcze nie zaawansowany wiek zupełnie nie przejmuję się śladami upływu czasu na ciele. Wręcz przeciwnie z zaciekawieniem oglądam pierwsze zmarszczki mimiczne pod oczami i na czole, szukam siwych włosów. Nie maluję się i nie farbuję włosów, by było jak jest, do bólu prawdziwie. Dla niektórych przeczy to estetyce (np. fryzjerka ilekroć idę ścinać na krótko pyta o jakim myślę kolorze, dziwnie się krzywi w koślawym uśmiechu, gdy mówię, że o żadnym:)

Nie rozumiem współczesnego pędu do kamuflowania, że czas upływa i zbliża się do końca. Botoks świetnie sprawdza się do tworzenia współczesnych grotesek, ztuningowanych na 20-latki 30, 40, 50....latek. Bo lata 20-te to ogólnie przyjęty obecnie dla wszystkich (swoją drogą nastolatki też do niego dążą) wiek.

W celu udoskonalania się w zachowaniu zen wobec utraty i tak wątpliwej urody, przeprowadzam przyspieszony proces starzenia własnego portretu. Bo kto powiedział, że nie tęsknię za malarstwem:)







poniedziałek, 8 kwietnia 2013

the end of qurantine / koniec kwarantanny

 Zakończył się właśnie kolejny mały wycinek życia. To se ne wrati:) a na pewno nie w tej samej formie.
Artefakty się zużyły. Ocalałe resztki trafią ponownie w me niebezpieczne pobliże, gdzie nie znają dnia ani godziny, gdy zostaną ponownie użyte:)




                                                                                        




I nikt mi już nie wmówi, że moja sztuka nie jest użytkowa:)
Artysto! dbaj o zdrowie swego kuratora, praca, z takimi, jak ty wymaga wigoru:))

środa, 3 kwietnia 2013

immanencja

GŁÓD jest wrośnięty w ciało i duszę, to inna nazwa BRAKU. Napędza do działania i starań, zagęszcza ruchy. Niby bolesny i niewygodny a uzależnia. Często nie zdefiniowany powoduje uczucie wewnętrznego ssania, palenia. Zawłaszcza głowę, działa jak narkotyk.


 Estetyka zamieniła się w nowotwór wizualny.

O mnie

Moje zdjęcie
Karolina Żyniewicz 2009 – gradueted from the Academy of Fine Arts in Łódź; Solo exhibitions: 2014 - Delectatio morosa, Milosc Gallery, Toruń; Hiperfobium, Lameli Gallery, Krakow; 2013 – Quarantine, Wozownia Gallery, Toruń; 2012 – Private life of life, Baszta Gallery, Zbąszyń; 2011 – Fear for darkness, BWA Katowice; Kuriosa, Art Agenda Nova, Krakow; 2010 – Spielsache, Academy of Fine Arts in Krakow; 2009 – Homo ludens, Fabrystrefa Gallery, Łódź; Group exhibitions: 2015 - Flow, fallout skies, bad weather, Mona Inner Spaces, Poznań, 2014 –LOCAL, The Dock Art Centre, Carrick on Shannon, Ireland; inSpiracje/Xtreme, 13 Muz, Szczecin; Cake and blood, Two Left Hands Gallery, Katowice; 2013 – Exteritories, Toruń, Experiment, Zbąszyń; 2012 – The limit of sculpture, Academy of Fine Arts in Warsaw; Grating of the gums on a meniscus, Cellar Gallery, Krakow; On strange feeling, Zderzak Gallery, Krakow; Organic, Cellar Gallery, Krakow